Rozdział 3

- Moja rozkoszna Yoshinka - syczący i zadowolony głos demona rozchodził się po szpitalnym pokoju, w którym blondynka była podłączona do aparatury. Przyrządy nie wykazywały żadnych oznak życiowych ale matka z rodzicami ciągle uparcie twierdzili, iż ona żyje. Nieprzespane noce już dawały im siwe znaki, każdy znalazłszy sobie wygodne miejsce na krześle pogrążył się w głębokim śnie jak Yoshina. Tylko niewidoczny demon wiedział, co się dzieje. Wyłącznie on ze spokojem spoglądał na jej blade ciało czując obecność ducha. Wróciła.
- Głupia, za długo cię nie było - syknął z rozbawieniem, obserwując jej podnoszące się powieki. Przyjrzał się uważniej jej powiększonym źrenica, a urządzenia zaczęły funkcjonować. - Witaj kochanie - cmoknął ją w czoło, a ta z skaczącą żyłką na czole wymierzyła demonowi w twarz. Niestety, nie trafiła. Istota rozmazała się w dym, z powrotem powracając do ludzkiej postaci. - Pogorszył się twój refleks - prychnął  siadając tanecznym krokiem na puste łóżko.
- Zamknij się -warknęła z niezadowoleniem, a myśli ciągle pozostawały z tamtymi dziećmi. Czy przeżyły? Czy została dźgnięta, co się stał z tamtym ciałem? Tysiące pytań przelatywały po jej myślach bez odpowiedzi. Dręczyły ją niezmiernie mocno, ale przebudzona rodzina szybko oderwała dziewczynę od tego wszystkiego.
- Córciu! Martwiliśmy się! - rozpłakani zaczęli obściskiwać Yoshinę, która zacyznała robić się fioletowa.
- Dusicie mnie! Puszczajcie! Puszczajcie! - machała rękoma czekając na oswobodzenie z tych pytonich uścisków. Potem spojrzała na ich zmęczone, zaniepokojone, a jednocześnie czujące już ulgę twarze. Musiała targać nieświadomie ich uczuciami, odchodząc tak nagle. Nie chciała ich martwić, ale nie miała pojęcia iż to odejście potrwa aż tyle czasu. Sama z szklankami w oczach nie była wstanie nic powiedzieć Szczęśliwa na wiele sposobów, powoli zapominała o zaistniałym zdarzeniu. Teraz ważniejsza była dla niej rodzina, aby uspokoić ich stargane uczucia.
- Przepraszam - wyjęknęła chowając twarz w podkulonych kolanach, a matka z babcią pocieszając ją siedziały na skrawach łóżka. Tylko potężny, gruby i wysoki dziadek stał jak skała tłumiąc swoje emocje. Myślał, iż potrafi je ukryć, ale jego twarz również ujawniała sekrety. Yoshina nie musiała nawet zaglądać im w umysł aby wiedzieć, co czują, wszystko to było widać bardzo wyraźnie.
- Co za urocza scenka - roześmiany tą sytuacją demon machał nogami spoglądając na innych pacjentów. - Długo będziesz odstawiać tą szopkę? - spytał widząc jak kilku lekarzy z pielęgniarkami wbiegają z zaskoczonymi minami.
- Niesamowite, ona żyje.
- Nie do wiary.
- To... niemożliwe! - Yoshiny umysł bombardowały myśli innych. Była jeszcze za słaba aby je stłumić, a demon najwyraźniej chciał, aby je usłyszała.
- Brawo, brawo. Nieźle sobie poradziłaś ze swoim pierwszym skokiem w nieznany świat - wstał podchodząc do starego mężczyzny, z którego wydobył się niebieski płomień. Wziął go delikatnie w dłonie i zmiażdżył doprowadzając do śmierci mężczyzny.
-  Coś ty zrobił?! - warknęła wściekle spoglądając jak lekarze zaczynają reanimować pacjenta.
- Za duży tłum tu się zbiera. Poza tym... przyszedł już na niego czas - odpowiedział radośnie, a z ciała wydobył się duch staruszka. Zdezorientowany rozejrzał się po pomieszczeniu pozostawiając wzrok na demonie i swoim ciele.
- Dddemon! - wytknął go palcem z przerażenia. - Odejdź, precz!
- Najpierw robisz ze swojego życia niezłe bagno i uprzykrzasz życie innym, a teraz każesz odejść swojemu przeznaczeniu? - syknął zadowalająco i podchodząc do duszy, ścisnął jego szyję.
- Zostaw go. Nie tobie sądzić o jego losie - blondynka spojrzała prosto w oczy demona, który z chwilowym namysłem dał sobie spokój. Widziała w ich głębi coś mrocznego i przerażającego. Nie mogła zrozumieć jego pustki, która chciał zapełnić podobnie jak ona sama. Wiedziała tylko, że może mu pomóc, tak samo jak on jej, ale za jakąś cenę. Oznaczało to wyłącznie błędne koło, w którym znajdował się każdy na istniejącym świecie.
- Jak sobie życzysz - z niezadowoleniem ukłonił się przypominając dziewczynie, kto tu rządzi i zniknął nie odrywając spojrzenia od Yoshiny. Był wnikliwy i chłodny. Kocie źrenice nie poruszały się, tylko uważnie obserwowały dopóki jeszcze nie nadeszła pora ich zniknięcia.
- Przerażający - szepnęła czując jego zanikający chłód i wróciła do witania się z rodziną.

Minął tydzień odkąd wyszłam ze szpitala. Teraz rodzina bardziej o mnie dba i w ogóle, ale to jedynie utrudnia mi sprawę. Same duchy mieszkające w moim domu zaczęły być zainteresowane ich poczynaniami. Śniadania do łóżka, wypoczynek i zakazy na wychodzenie z domu. To było w pewnym sensie więzieniem. Przecież nic mi nie było, a lekarze powiedzieli, że to była śmierć kliniczna. Tak, żeby oni znali całą prawdę. Świat duchów jest... nieznany dla większości. Liczni twierdzą, że je widza i takie tam, ale tylko nieliczni mogą je dojrzeć. Ja jestem jedną z nich. Naturalnie nie mam wystarczającej siły woli aby wszystkie dostrzec. Niektóre wyłącznie słyszę, widzę, albo wyłącznie czuję ich obecność. Nie są źli, niektóre wyłącznie zagubione jak Ryu. Nawet jeśli jest demonem i się tego wypiera, to czasem w jego spojrzeniu jestem wstanie ujrzeć ten specyficzny ból i osamotnienie.
- Yoshina! Pobaw się z nami! - dwójka małych dzieci podbiegła do mnie z zwierzęcymi figurkami, którymi uwielbiałam się bawić w dzieciństwie. Kiedyś przysięgłam sobie, że nigdy ich nie wyrzucę i jak widać, dotrzymuję obietnicy. Musiałam mieć coś... coś motywującego, więc postanowiłam spełniać przysięgi oraz obietnice. Zdarzyło mi się kilka razy je złamać, ale jeszcze nigdy przysięgi na demona.
- A w co? - spytałam z uśmiechem siadając na tapczanie. Uwielbiałam towarzystwo tych młodych pociech. Dziewczynka zginęła z bratem podczas wypadku samochodowym. Ojciec prowadził po pijaku nocą i wpadli w poślizg, uderzając w sarnę. Dwie osoby zmarł na miejscu, a ojciec w ciężkim stanie żyje do dziś z wyrzutami sumienia  niesprawnymi nogami. Przygnębiająca historia, lecz prawdziwa i często się zdarzająca. Błąd, głupi błąd ludzkiego umysłu.
- W dom! Będziesz naszą mamusią?
- Dobrze - roześmiana chwyciłam chusteczkę i owinęłam nią głowę jak staruszka.Czułam, że moim obowiązkiem jest dbanie o tą dwójkę dopóki nie odnajdą spokoju, a ich ojciec przestanie się obwiniać i pragnąc je znów zobaczyć. Chciałam raz mu pomóc, ale nie był wstanie ich ujrzeć. Jego siła woli, dusza, były za słabe. Przez to cierpią również jego zmarłe dzieci, ich dusze.
- Tatusiem będzie Ryu - zaproponował chłopczyk, a Yoshinę przeszły dreszcze, kiedy to poczuła obecność demona za plecami. On to miał już zaplanowane, była tego pewna. Widziała to zresztą na jego zadowolonej twarzy.
- Dobrze, ale ze staruszką nie będę - prychnął ściągając dziewczynie z głowy chustkę.
- To nie - warknęła wyrywając mu materiał z dłoni. - Nikt ci nie karze - dodała niezadowolona zakładając na nowo chustkę.
- Daj spokój, to tylko zabawa - prychnął siadając obok brązowookiej.
- Ostatnio masz zbyt dobry humor, coś ty kombinujesz? - spytała z podejrzliwą miną usiłując wyciągnąć z niego jakieś wiadomości, które pomogą jej rozwiązać tą zagadkę.
- Nic -  wzruszył ramionami - Bawimy się żono? - spytał z łobuzerskim wzrokiem podając dzieciom talerzyki. - Proszę bardzo. Zrobiłem wam kiełbaski na obiad, ponieważ mamusia rozgotowała makaron i spaliła sos do spaghetti - zerknął na blondynkę. - Jak widać, blondynki maja do tego talent, a zwłaszcza taka jedna - dodał widząc jej rosnąca irytację.
- Ja cię zaraz... - zacisnęła kurczowo pięści, gdy niespodziewanie naskoczyła na nią inna dusza, przewracając na podłogę.
- Yoshina! Umysł mnie obraża! - niespodziewanie długowłosa blondynka w białej, delikatnej sukience nocnej obezwładniła mnie, nie pozwalając uderzyć Ryu przy dzieciach. Pewnie nie zrobiła tego celowo, ale mimo wszystko. Nazywała się Słońce. Oba te duchy sama nazwałam, a raczej podałam im pseudonimy, gdyż były przypadkami, które nie pamiętały niczego przed śmiercią.
- Znowu to samo - westchnęłam ciężko. To było moją codziennością. Słońce, która wiecznie energiczna, dziecinna i bardzo żywa, uprzykrzała życie Umysłowi, który chciał się dalej edukować. Był zbyt wyrafinowany i poważny, aby pozwolić sobie na beztroskie zachowanie, co powodowało u nich spięcia. Nie negatywne, on iw ten sposób się porozumiewali. W ten sposób zakwitła po między nimi prawdziwa przyjaźń. 
- Nie męczcie tak mojej kochanej Yoshiny - Ryu powstrzymując rozbawienie wyciągnął mnie spod Słońca i objął jakbym była jego własnością. Jeszcze czego.
- Ryu! Nie bądź demonem! Podziel się nią! - z rumieńcami na twarzy klęczała niczym zwierzę, spoglądając oczekująco na odpowiedź od demona.
- Nie dzielę się swoją własnością. Jeszcze mi ją popsujecie jak ostatnio - głaszcząc mnie po głowie zaczęłam się czuć jak jakieś małe dziecko siedzące w nogach opiekuna. Co on wyrabia?! Ryu zachowywał się tak kilka miesięcy temu jak...
Nieświadomie zalał mnie rumieniec na policzkach, a Słońce nie miała zamiaru udawać, że tego nie widzi.
- Oddawaj ją!
- Nie.
- Tak!
- Nie!
Sprzeczając się bezsensownie, zaczęłam rozmyślać, dlaczego Yukira był miły dla mnie i dusz które tu mieszkały. Co prawda nie pamiętałam zasad naszego kontraktu, nic z tamtego czasu nie pamiętałam, ale... czyżby to była jego część? Czyżby nie mógł krzywdzić mojej rodziny? Tej żyjącej i zmarłej?

Leżałam smacznie w swoim łóżku. Ciągle nie mogłam się do niego przyzwyczaić, wydawało mi się bardziej wygodne niż zazwyczaj, ale to pewnie z powodu spania na zimnej ziemi i niewygodnym, szpitalnym łóżku.  Czułam dziwne uczucie gdzieś w okolicy serca, jakby szczęście. Byłam, naprawdę byłam szczęśliwa od dłuższego czasu. Nie pamiętałam, kiedy uśmiechałam się tak szczerze i delikatnie. Nie ważne, że lekko, ważne, że w ogóle udało mi się to zrobić. Z całą pewnością zasługa ta spoczywała w rękach demona, ale i same dusze do tego się przyczyniają.
Niespodziewanie poczułam jak coś mnie obejmuje. Oddychanie sprawiło mi trudności, a dotyk duszy był niezmiernie chłodny. Od razu wiedziałam, kto mnie odwiedził. To był duch, dusza chłopca, który od samego początku nie chciał pokazać mi swojego wyglądu, ani żebym usłyszała jego głos. Do tej pory, znam wyłącznie jego dotyk, uczucie obecności duchowej energii. 
- Len? - wyszeptałam. Takie nadałam mu imię. Męczyło mnie to, że nie mogłam go w żaden sposób nazwać, więc sama zaczęłam mówić do niego w ten sposób. Nawet jeśli nazywał się inaczej, miałam to gdzieś. Chciałam tylko czuć jego dotyk. Ten inny, odmienny dotyk zmieszanego bólu z samotnością i szczęściem. - Ciesze się, że przyszedłeś. Proszę, zostań dopóki nie zasnę - dodałam czując jak obejmuje mnie mocniej, co oznaczało zgodę.

Tak właśnie wyglądało codzienne życie Yoshiny. Większość czasu przebywała z duchami, próbując im pomóc w znalezieniu spokoju, ale sama niechętnie to robiła. Ciężko było jej się pożegnać z duszami, do których się przywiązała. Nie mogłaby znieść ich braku, nie dałaby sobie bez nich rady. Świadoma tego, cieszyła się, że jej nie opuszczają, ale także była wściekła, iż tak myślała, gdyż w ten sposób utrudniała im odejście. Czasem, ale tylko czasem, miała wrażenie, że one są tu tylko dla niej. Że to one jej pomagają, a nie ona im.

- Ach, kochana jest prawda? - syknął zadowalająco demon, gdy Yoshina pogłębiała się w śnie. Spoglądał cwaniacko, z wyższością na chłopca leżącego u jej boku. - Uwielbiam ją obserwować - dodał kręcąc się na krześle. - Pytanie tylko, czego ty chcesz? Czyżbyś czegoś nie zrozumiał z ostatniej naszej rozmowy?
- Zrozumiałem zbyt dobrze - odparł ostrożnie wstając by nie zbudzić dziewczyny.
- Więc co tu jeszcze robisz?
- Mam zamiar ją uwolnić od ciebie.
- Wiesz jaki będzie tego skutek?
- Tak będzie lepiej.
- Dla kogo? Jej, czy... ciebie? - syknął cwaniacko spoglądając na zimne jak kamień spojrzenie niebieskookiego. - Bo widzisz, ja tylko spełniam jej marzenia - zaczął niewinnym głosem. - Dzięki temu jest szczęśliwsza.
- Zabierasz jej sens życia!
- Cho, cho,cho. Opanuj się bohaterze. Nie tak ostro. Dam ci szansę, dam szansę twojej miłości do niej. Co to za mina? Czyżbyś nie znał tego uczucia, czy nie był jego świadom? Miłość jest piękna! Spójrz jak mnie wypełnia!
- Ciebie nic nie wypełnia.
- Hm... może masz rację, ale przynajmniej się nie oszukuję - prychnął z wyzywającym wzrokiem. - Do następnego spotkania, Leni - roześmiany wyparował pod postacią czarnego dymu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz