Rozdział 1

Słońce niecierpliwie wzbijało się w górę, rażąc mieszkańców miasta po oczach. Każdy z nich z niechęcią większą lub mniejszą, wstał zaczynając monotonny dzień. Jednak ta monotonność dla Yoshiny wyglądała całkiem inaczej. Jej całe życie malowało się w innych barwach nieznanych nikomu z nas.
Właśnie teraz leżała w swoim łóżku tuląc poduszkę z podobizną postaci z anime, a promienie słońca nie były wstanie dotrzeć do jej oczu skierowanych do ściany obklejonej plakatami.

- Yoshiiinaaa, pora wstawać - wesoły głos niczym słodka muzyka relaksacyjna doszedł do uszu blondynki, której jeszcze bardziej odechciało się otwierać oczy. - Bo zrobię to inaczej - tym razem bardziej stanowczy, ale nadal rozbawiony głos wydobył się z ust czerwonowłosego mężczyzny.
- Daj se siana - burknęła zasłaniając się pościelą w nadziei, iż demon da jej tego, co chce. Jednakże była w poważnym błędzie.
- Sama mnie do tego zmusiłaś - wzruszył ramionami przymykając swoje kocie oczy, a pościel samoistnie uniosła się do góry zrzucając z łoża rozwścieczoną dziewczynę.
- Ty... - warknęła marszcząc brwi i szybko usiadła lekko obolała na podłodze. Nienawidziła poranków, a zwłaszcza takich, w których brał udział Ryu. Te były najbardziej nieznośne pod wieloma względami. Jednym z nich był sam widok uśmiechniętego szyderczo mężczyzny. Dawał tyle mylących sygnałów, że brązowookiej nie raz chciało się już wymiotować.
- Szybciutko, dzisiaj mamy cudny dzień. Nie wolno go marnować w śmierdzącym pokoju - zatkał nos machając przed nim dłonią, uchylając lufcik okna.
- Nie śmierdzi - zaprotestowała wyciągając z szafki pogniecione ciuchy.
- Naturalnie, ani trochę - z sarkastycznym śmiechem usiadł na krześle z kółkami jeżdżąc z jednego miejsca do drugiego. Dziewczyna stała w miejscu spoglądając na irytującego mężczyznę, zastanawiając się, czy pozwoli jej ubrać ciuchy w samotności.
- Wyjdziesz? Chcę się ubrać - warknęła z niezadowoleniem zatrzymując czerwonowłosego na krześle.
- Masz pięć minut - powiedział pstrykając palcami i błyskawicznie wyparował  pozwalając dziewczynie na skrawek prywatności.
- Dlaczego on musi być taki... taki... no nie wiem jak go nawet określić! - krzycząc do siebie ubierała spodnie, kiedy to tracąc równowagę upadła na ziemię. - No pięknie! Dwa upadki w ciągu kilku minut! Ten dzień z pewnością będzie przeklęty - z nerwowym westchnięciem skończyła zakładać bluzkę schodząc na śniadanie.
- Dziś także masz zamiar się głodzić? - blondynka podskoczyła nie spodziewając się postaci demona w salonie połączonym z kuchnią. - Ja tam nic przeciwko nie mam. Przyda ci się kilka kilo mniej. Masz grube nogi - mrugnął do niej pokazując bialutkie niczym śnieg zęby.
- Masz dzisiaj niebezpiecznie dobry humor - stwierdziła z mroczkami w oczach i nadal rozczochraną fryzurą. Gdyby trzeba było porównać do siebie tę dwójkę, to znacząco byli by swoimi przeciwieństwami.

Demon.
Pewny siebie i swej mrocznej krwi, zawsze doskonale manipulujący ludzkimi sercami. Najznakomitszy kłamca jak i uwodziciel, a także uciekinier od odpowiedzialności. Z nienagannymi manierami, zachowaniem, o anielskim wyglądzie, który zawsze przemienić może w czyiś ideał.

Yoshina.
Zagubiona duszyczka, której nic się nie podoba. Dziewczyna bez powodu dbania o siebie i swoją ścieżkę przeznaczenia. Znudzona zwyczajnie życiem, obrzydzona swoim wyglądem, osamotniona, polegająca na swoich duchowych przyjaźniach, zwyczajnie przemieniona w naczynie przepełnione ciemnością i rozkosznym złem demona.

Takimi słowami można określić tą dwójkę, która czerpie korzyści z tej nadzwyczajnej mieszanki. Uzależnieni od siebie niczym narkotyk, współpracują, a raczej żyją ze swoim towarzystwem dobre siedem lat.
- Niebezpiecznie? Skąd ten zaskakujący wniosek? - spytał gestykulując dłońmi aby brązowooka odpowiednio odebrała te słowa.
- Z tego sztucznego uśmiechu - odparła wgryzając się w soczysto zielone jabłko.
- Ten uśmiech jest piękny, ale masz rację. Twój fałszywy uśmiech przewyższa nawet zdolności demona. Wracając do tematu... - zaczął, kiedy dziewczyna z piskiem przerwała mu dyskusję, podbiegając do balkonu, gdzie słychać było miauczenie kota.
- Kira, moje kofanie - wyszła na zewnątrz rozpoczynając pieszczochy z czarno białym kociakiem. - Kto za mną tęsknił, no kto? Ty, prawda?
- Co za kociara - burknął pod nosem z lekką irytacją. Odkąd pamiętał, Yoshina dostawała wariacji na punkcie kotów, królików i wiele innych zwierząt, ale nigdy do pająków i psów, chociaż bardzo kochała swojego wilczura. - Wracając do tematu - podszedł łapiąc dziewczynę za nadgarstek i przygniótł bezboleśnie do ściany. - Wychodzimy na miasto, teraz - syknął nadal z widniejącym uśmiechem na twarzy, ale ze znacznie groźniejszym spojrzeniem.
- Nie! - odparła z równie straszną miną. - Nie lubię chodzić sama po mieście. Czuję się obserwowana - spuściła głowę ukrywając szybką zmianę zachowania, z agresywnej na uległą.
- Hęęę? - odezwał się podejrzliwie.  - Trzeba było tak od razu - roześmiany klasnął w dłonie, a jego kolor włosów zmienił się w głęboką czerń, garnitur zmienił kształty w bardziej młodzieżowy struj buntownika, a twarz odmłodniała aby demon stosunkowo wyglądał na osiemnastkę. - Teraz możemy iść razem - zarzucił rękę na ramiona niezadowolonej dziewczyny. - Teraz każdy będzie mnie widział ze śmiertelników. Spójrz do czego mnie zmuszasz. Robię się... łagodny.
- Ty? Łagodny? - wybuchnęła śmiechem niemalże płacząc z tego żartu mężczyzny i weszła do środka, zamykając za sobą mieszkanie. - Po co wychodzimy?
- Aby spełnić kolejne twoje marzenie - odpowiedział otwierając furtkę jak dżentelmen.
- Nie musisz się popisywać.
- Nie robię tego. Zwyczajnie urozmaicam dzisiejszy dzień dla Siebie i... może ciebie.
- Więc, jakie to marzenie?
- A tego mi nie wolno zdradzić - prychnął prowadząc Yoshinę do jednego ze sklepów. - Chciałbym aby pani znalazła mojej kochanej siostrzyczce interesujący strój kąpielowy - mrugnął do kobiety, która odwzajemniła się flirtującym uśmiechem.
- Żałosne - burknęła pod nosem z myślą, że znów  kolejna kobieta dała się nabrać na jego poczynania. Sama nie była lepsza. Ile to razy już dała się podejść, na samą myśl robiła się wściekła.
- Rozumiem, coś takiego? - chwyciła kilka z nich.

Moment, co ta kobieta mi pokazuje? Przecież to... to są same sznurki! Jak ja mam to ubrać?! To nienormalne! Co ten Ryu sobie wyobraża?! No tak, uważa mnie za zabawkę. Ale to nie powód, to nie moje marzenie!
- Przymierz i mi się pokarz - powiedział z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem lica, a ja weszłam do przebieralni. Nie mogłam pojąć jego planów, ale z całą pewnością, to było jego częścią. Posłusznie ubierałam każde z nich, kupiliśmy zielone bikini, które według wszystkich pasowała mi idealnie i ruszyliśmy dalej w głąb miasta. Spacerowaliśmy jeszcze długi czas rozmawiając, o niczym. Większość dialogów, to były zwyczajne spory. Jak ja go nienawidzę! On mną się bawi! Moimi uczuciami i w ogóle! Wracając późnym wieczorem odbierałam już telefony od babci i matki co dziesięć minut. Niewiedziałam jednak, dlaczego Ryu prowadzi mnie do domu przez las. Przecież o tej porze komary gryzą jak szalone. Jakby miały ADHD! On coraz bardziej, nie, jego plan coraz bardziej mnie niepokoił.
- Jesteśmy - czarnowłosy powracając do swojej ulubionej postaci mężczyzny w garniturze,zatrzymał brązowooką pokazując jej dwa drzewa tworzące niby bramę. - Marzyłaś niegdyś o przeżywaniu przygód. Nie raz pragnęłaś poznać kogoś podobnego o tych swoich anime i tak dalej - krążąc wokół blondynki zaczął swoją długą przemowę. - Ostatnio zrobiłaś duże postępy, więc uznałem, iż zasługujesz na nagrodę. Sam dawno nic nie zrobiłem dla ciebie, dlatego pozwolę ci na małą przygodę między wymiarami.
- Między wymiarami? Nierozumiem.
- Ale z ciebie rozkoszna idiotka - prychnął klepiąc dziewczynę po rozczochranej czuprynie. - Nazwijmy to "Podróżą po światach". Właśnie tak. Jest to odwiedzanie innych światów. Jako demony mamy taką możliwość.
- Czy ty robisz ze mnie idiotkę? - warknęłam. Na tyle naiwna nie byłam. Ja nawet w demony nie wierzyłam a co dopiero podróżowanie po innych światach.
- Przekonasz się sama, ale wiedz, że tylko dusza może przemieszczać się tymi bramami - wskazał na krzywo rosnące rośliny.
- Przecież to tylko drzewa. Nic poza tym.
- Przekonasz się sama. Powiedz tylko, że się zgadzasz - podszedł do mnie z tym swoim wnikliwym spojrzeniem, który mnie zawsze przekonywał. Jak ja tego nienawidziłam! Co za drań! Więc chodziło mu tylko o zobaczenie mnie w stroju kąpielowym i nastraszeniu o jakiejś bramie wymiarowej, no bez jaj. Chociaż... już tyle miałam do czynienia, że ciężko mi też nie uwierzyć choć odrobinę.
- Dobrze, zgadzam się - potaknęłam przymykając na chwilę oczy, a kiedy podniosłam powieki, zobaczyłam jego przerażające oczyska śmiejące się z mojej odpowiedzi. Drwił ze mnie i nawet tego nie ukrywał. Czułam narastający ból połączony z piekielnym upałem. Z przerażeniem spojrzałam w dół widząc w jego dłoniach mały sztylet, którego ostrze zanurzone było w moim ciele. O dziwo ból zaczynał zanikać choć krew nadal spływała po metalicznym ostrzu. Ryu wyciągnął je, a krew nie wyciekła. Pomacałam dłońmi, a rany nie było. Zdezorientowana usłyszałam huk spadającego ciała na ziemię. Spojrzałam za siebie, a tam leżało moje ciało. Nie czułam do niego zbytniego przywiązania. Miałam wrażenie, że to było moje więzienie.
- Teraz możesz ruszyć w podróż. Kiedy ciało będzie potrzebowało twojego powrotu, w ten znienacka powrócisz - z uśmiechem oblizał sztylet.
- Ty mnie... zabiłeś!
- Nie. Nie można tego nazwać śmiercią, ani życiem. Powiedzmy, że ty i twoje ciało utknęłyście w samym środku tych dwóch zjawisk. W zależności od wytrzymałości twojego ciała, będziesz mogła przebywać określony czas w innym świecie w postaci duszy. Sprawa wyglądałaby znacznie inaczej, gdybyś potrafiła w ten czas umieścić w ciele inną duszę. Ale to już inna bajka, teraz liczy się czas - syknąwszy zadowolenie chwycił dziewczynę za rękę i silnym pchnięciem wrzucił w białe światło, którego wcześniej nie było po między pniami drzew.
- Baw się dobrze, słodka Yoshinko - prychnął podchodząc do ciała, które niespodziewanie zrobiło się blade. - Od ciebie zależy, czy spełni się twe kolejne marzenie - spojrzał w głębię nocnego nieba śmiejąc się  wniebogłosy.

Poczułam okrutny ból głowy, który rozbudził mnie ze snu. Moje ciało było potwornie obolałe. Nie wiedziałam, co się stało. Pamiętałam wyłacznie jak Ryu dźgnął mnie w brzuch i...
- Ryu! - krzyknęłam zrywając się na tyłek, co spowodowało potężny zawrót głowy. - Gdzie ja...? - spytałam samą siebie rozglądając się po okolicy. Nie byłam u siebie w domu, ani w lesie. Nie znałam tego pomieszczenia. Było mi całkiem obce, a jego wygląd, to była rudera. Wychodząc na zewnątrz byłam jeszcze bardziej rozgoryczona. Ja, byłam, w, czasach, rycerzy!

2 komentarze:

  1. He he, fajnie ;).
    Ciekawe jaki w tym wszystkim jest cel Ryu?
    No bo chyba nie nuda? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi se podoba twój styl
    Super napisane

    OdpowiedzUsuń