Rozdział 2

Wszędzie zamiast chodników i ulic był wydeptany piasek, który unosząc się w powietrzu drażnił moje drogi oddechowe i brudził ubrania. Wszyscy odziani byli w jakieś szmaty, mężczyźni w czymś udającym buty stali na straganach proponując jedzenie oblepiane muchami. Słońce grzało niemiłosiernie, a ja powoli zaczynałam czuć przykre tego skutki, miałam omamy. Brudni ludzie spoglądali na mnie jak na jakieś dziwactwo. Byłam przestraszona, nie wiedziałam, co się właściwie dzieje. 
Wszędzie kurz, smród i multum ludzi próbujący coś wcisnąć ludziom o bogatszych odzieniach. To było coś całkowicie odmienne od mojego miasta, to było jak... wiek rycerzy. Tak, dało się nawet kilku zauważyć w srebrnych zbrojach przeplatanych z wygodniejszym materiałem o ciekawej barwie. U boku kłaniał się im giermek czy też sługa, a przechodząc koło kobiet, one zwyczajnie mdlały z wrażenia. Pewnie mogły tylko pomarzyć o wyjście za mąż za tak chcianego mężczyznę. Teraz lepiej mogłam zrozumieć ten cały.. zgiełk. Mimo to nadal nie mogłam zrozumieć, czemuż to jestem obserwowana. Przecież sama "umierając" miałam zwykłe dżinsy i bluzę, ale jakąś mi dziwnie goło było w tych spodniach. Czułam za duży przeciąg.
Spojrzałam na swoje ubrania. Powinnam zrobić to o wiele wcześniej! Jakieś pół godziny temu zanim zaczęłam zwiedzać te ubogie ścieżki! Ja byłam w krótkiej spódniczce! W spódniczce! Ja przecież czegoś takiego nigdy nie nakładałam! Do tego ta czarna bluzka i na nią luźniejsza z szerokimi rękawami. Przypominałam jednego z tych Vocaloidów z mojego świata. No, miałam tylko,moment! Ja mam białe włosy! To nie blond, to nie moje oszczane blond włosy, tylko czysta biel jak zimowy śnieg! Teraz już wszystko jasne, dlaczego jestem takim dziwadłem w ich oczach. Ale czemu wyglądam tak, a nie inaczej? Czy to sprawka Ryu?
- Ależ skąd, słodka idiotko - niespodziewanie usłyszałam jego mentalny głos w swoim umyśle. Mógł się ze mną porozumiewać telepatycznie. Nawet jeśli go tu nie było. To znaczy, że... on słyszy moje myśli! Słyszy, to co teraz myślę! - Tak, słyszę i to głośno oraz wyraźnie. Wracając do twojego zaistniałego pytania. Uosobienie duszy tworzy dla ciebie prowizoryczne ciało współgrające z twoim charakterem i umiejętnościami. Innymi słowy, jak cię widzą, tak cię piszą.
Cudownie, ale ja przecież jestem w czasach rycerzy i takich tam! Jeszcze pomyślą, że wiedźmą jestem, czy coś i mnie spalą na stosie!
- Nie martwiłbym się tym za bardzo. Spokojnie. Jeśli nikomu nie podskoczysz, a skaczesz bardzo nisko, to nic ci nie grozi.
- Jak zwykle doskonale pocieszasz - odpowiedziałam w myślach czując się "lepiej" od jego sarkazmu. - Możesz mi chociaż powiedzieć, co ja mam tu zrobić?
- Żyć - prychnął i momentalnie straciłam poczucie jego obecności. Odszedł, tak po prostu. Co za drań! Pozostawia mnie na pastwę losu! Na pewno teraz sobie obserwuje moją męczarnię! Jak ja nienawidzę, kiedy czerpie z moich nerwów tą niesamowitą przyjemność! Nienawidzę jego spaczonego gustu! To chore!
Nagle wszyscy padli na kolana, gdy grupka mężczyzn w strojach oblewanymi koralowymi barwami przejeżdżało na pięknych koniach. Zatrzymali się niedaleko mnie, a ja nadal, nie wiedząc czemu stałam jak wryta patrząc jak do mnie podchodzą.
- A tyś dziewojo, czemuż nie paść na kolana? - spytał dość dziwacznie, ale zrozumieć się jako tako dało.
- Ja... jak to powiedzieć, etto... - zastanawiając się nad odpowiedzią, spojrzałam w ich dziwaczne grymasy twarzy. A tych co? Komar w dupę ugryzł?
- Zamilcz dziewucho! - wyciągnął przed moją twarzą dłoń aż mnie to wnerwiło! A ja mam to do siebie, że jak ktoś mnie zdenerwuje typu Ryu, to...
- Tylko nie dziewucho, staruchu! Trochę szacunku! Nie uczono cię dobrych manier?! - warknęłam i już wiedziałam, że tego gorzko pożałuję.
- Ty mala suko - zacisnął zęby, niemalże nimi zgrzytając i chwycił za grubą linę, a ja domyślając się jego czynu zaczęłam uciekać. Nie miałam zamairu poczuć się jak bydło. Trochę tych filmów oglądałam, ale co mi z tego skoro teraz na ogonie miałam gromadę wściekłych rycerzy, którzy mnie gonili na koniach?!?! Ja nie chcę dyndać na szubienicy! Jeszcze nie teraz, nie w tym wcieleniu i w tym strojuuu!!! Ryu! Ja wiem, że mnie słyszysz! Masz mnie natychmiast stąd zabrać! Ratuj mnie! Do cholery ciemnej! Ja ci mówię żebyś mnie ratował!
- Już nam nie uciekniesz! - poczułam jak pętla zaciska się na mojej szyi i odruchowo wsadziłam dłonie, aby w jakiś sposób poluzować ją choć odrobinę. Zanim się zorientowałam, byłam ciągnięta przez konia po ziemi, momentami czując jak zahacza o mnie swoimi kopytami. Ból był nie do zniesienia. Mogłabym rzec, iż odczuwałam go kilkakrotnie mocniej niż normalnie. Pewnie spowodowane to było brakiem prawdziwego ciała dla mojej duszy. Gdybym tylko wiedziała, do jakiego bagna się pcham, to z cała pewnością bym się na to nie zgodziła. GŁUPIA JA!!!
- Dosyć tej zabawy! - oznajmił odcinając sznur i odjechali pozwalając mi się turlać coraz wolniej po ziemi. Ściągnęłam uciskający przedmiot, masując zaczerwienioną szyję. Powoli brakowało mi tchu, nie wiem, co by było, gdyby mnie w porę nie odciął. Co ten demon sobie myśli?
- Wybacz, ale moje czyny są pewnego rodzaju ograniczone. Moja osoba jest połączona z twoim ciałem, a nie duszą - no cudnie. Takiego objaśnienia w porę mi trzeba było. Dupek! Co teraz mam począć? Wywieźli mnie przed mur ogradzający całe miasto z zamkiem. Nie mam co się pchać poza mury w dzicz. Jeszcze wilki mnie zeżrą czy cuś. Ach tak, nie ma to jak dzienne głodowanie z powodu podróży do innego świata! Mimo to ciągle mam wrażenie, że to tylko sen. Kolejny z tych realistycznych, ale jestem pewna swojego błędnego określenia. Jestem tutaj, czuje te... bogate smrody, hałasy ludzi i zwierząt, ten szczypiący w oczy dym piasku. 
Makabra! Ile ja tu mam siedzieć?! Godzinę, dwie, cały dzień, czy może i tydzień?! Ryu powiedział, że tyle, ile mi na to pozwoli ciało. Ho lipka, męcz się materio fizyczna szybciej! Chyba dobrze powiedziałam? Zawsze z tych spraw byłam słaba. Nie mam pieniędzy, dachu nad głową, kompletnie nic. Pewnie nikt nie zechce mnie przygarnąć, ach... no trudno, pora udobruchać sobie jakiś zakamarek w pobliżu śmietników. Skupisk z odpadkami. 

Leżałam skulona w kącie aby jak najmniej tracić ciepła. Nawet jeśli w dzień było gorąco, to wieczory były straszliwie chłodne. Moje miasto o tej porze było dosłownie ciche, nawet muchy dało się słyszeć, a tu, śpiewy, tańce, kobiety do towarzystwa zabawiające gości na uboczach. To nie miejsce dla mnie! Jestem jeszcze dzieckiem! To nieetyczne! Chcecie mi mózg popsuć! Przecież to inne dzieci widzą!
Z ciężkim westchnięciem spróbowałam jeszcze raz zasnąć. Przespać te kilka godzin w nadziei, że obudzę się we własnym łózko, przynajmniej tam w lesie z wpatrzonymi we mnie ślepiami upierdliwego demona. Nie wiem, co tu może spełnić moje marzenie. Na pewno nie te okrutne warunki, w których muszę sobie radzić. Postanowiłam. Obieram sobie nowe wyzwanie. Nauczyć się wkładania w moje ciało inną duszę. Jeśli znów nabierze mnie taka bezmyślna chęć potaknięcia na propozycję Ryu, a nie myślę, żeby nastąpiło to tak szybko! Jeśli mnie teraz słyszysz Ryu, to wiedz, że jak wrócę, to krucho będzie z tobą!!!

Spałam sobie smacznie wiedząc, że nastał kolejny ranek. W końcu zamiast ciemności widziałam czerwone plamy przez zamknięte powieki z powodu słońca. Na dodatek coś mnie dźgało w policzek,jakby patyk, ale niby jak? Dostał ręce i nogi?!
Yoshina otworzyła oczy widząc przed sobą dwójkę rozbawionych dzieci. Brata i siostrę o pięknych, kruczych włosach i błękitnych oczach. Chłopczyk z całą pewnością był starszy o kilka lat od małej dziewczynki, która z szerokim uśmiechem na brudnej twarzy szturchała białowłosą Yoshinę. Zdenerwowana odgniła natrętów od siebie, ale na krótką chwilę.
- Braciszku, ta dziwna pani się obudziła -powiedziała niewinnym głosikiem, chowając się za brata.
- Po co ją budziłaś? Teraz zostaniemy przeklęci.
- Przeklęci? - zdziwiona sama sobie zadała to pytanie. Najwidoczniej sądzili, iż jest czarownicą. Nie dziwiło ją to, że ubzdurali sobie coś takiego. W końcu wyglądała dość... odmiennie jak na te czasy przystało.
- Nic wam nie zrobię. Jestem Yoshina - podałam im dłoń na powitanie, ale nie wyglądali na spragnionych na nowe przyjaźnie z dziwadłem.
- Nie jesteś czarownicą? - spytała bardziej pewnie dziewczyneczka, wyglądając za brata. Wyglądała uroczo, a jednocześnie zabawnie. Żal mi było tej dwójki, w jakich warunkach musieli tu żyć.
- Nie, nie jestem, ale potrafię to - odgarnęłam włosy do tyłu poruszając uszami. Na ich twarzach pojawiło się zainteresowanie i już wiedziałam, iż nie będzie tak trudno się z nimi zaprzyjaźnić.
- Nauczysz nas? - spytali równocześnie, a ja roześmiana potaknęłam tłumacząc im w jaki sposób można poruszać uszami. - Widzicie? To nie takie trudne - patrząc na ich ledwo drgające uszy usłyszałam głośne domaganie się jedzenia ze strony żołądka.
- Jesteś głodna? - spytał chłopiec.
- Troszeczkę, od wczoraj nic nie jadłam - odpowiedziałam z lekkim zakłopotaniem. Co za wstyd. Może jeszcze mam polegać na tej dwójce?
- Da się to załatwić - wzruszył cwaniacko ramionami jakby zdobycie pokarmu było dla niego pestką. Tak jak się spodziewałam, miał zamiar skraść bochenek chleba z jednego ze straganów. Wyglądało na rzecz prostą, lecz było całkiem odwrotnie. Tłumy przeszkadzały w ucieczce, ale drobna postura chłopca tylko ułatwia mu sprawę. Mimo to w tych okolicach roiło się od straży. A to już nie były przelewki. Ryzykowali dla mnie dość sporo, a zwłaszcza, iż pracowali zespołowo. Dziewczynka odwracała uwagę sprzedawcy, aby młodzieniec mógł skraść zdobycz nie postrzeżenie.
Byłam już pełna nadziei zwycięstwa, kiedy zaczynał odchodzić, ale w ostatniej chwili sprzedawca chwycił go za szmaty pozwalając niebieskookiej uciec.
- Ty zasmarkany bachorze! Jak śmiesz kraść mój chleb?! Już ja się z tobą zaraz policzę! - podniósł rękę na chłopca, a ja nie mogąc na to patrzyć, szybko zareagowałam.
Nieoczekiwanie Yoshina pojawiła się za plecami mężczyzny, łapiąc go za nadgarstek aby nie mógł zbić dziecka. Wykrzywiła mu ją na tyle mocno, aby puścił chłopca, a sama została przez niego złapana. Z grymasem spoglądała na podchodzącą straż, w której jedną twarz poznawała nadzwyczaj dobrze.
- No, no, no. Kogo my tu mamy? Mało ci po wczorajszym? - spytał ze zwycięskim spojrzeniem na miotającą się dziewczynę. - Zabierzemy cię do króla. On będzie wiedział, co z tobą zrobić - syknął łapiąc ją za bluzkę.

Po dotarciu na zamek, zamknięto ją z pozostałymi więźniami. Nie cieszyło ją to zbytnio, ale jedni byli zbyt starzy i słabi aby cokolwiek jej zrobić. Usiadłszy w kącie blisko krat,przyglądała się otoczeniu i biegającym szczurom po stopach więźniów.
- Za co cię zamknięto? - spytał jeden z starców z poważną siwizną i trzęsącymi się dłońmi. Jego pomarszczoną skórę zdobiły potężne żyły, a ciało okrywało podziurawiony materiał przesiąknięty zeschniętą krwią 
- Za... - przerwała nie wiedząc co odpowiedzieć. - Pomoc dzieciom - dokończyła czując wstręt, a jednocześnie żal do staruszka. Był przerażający, słaby, okrutnie wymęczony i chudy. Yoshina zaczynała coraz bardziej nienawidzić tego miejsca, tego świata, tej ery i wieku.
- Czyżby zgraja zabłąkanych rycerzy cię tu przyniosła?
- Czemu zabłąkanych? - spytała z lekkim zdziwieniem.
- Służą królowi, jednakże... z własnym interesem. Nienawidzą nas, poddanych. Jesteśmy dla nich nic niewartymi śmieciami - odpowiedział. W tych słowach była pewna prawda, którą dostrzec mogła nawet w swoim świecie. Słabsi ludzi byli widziani w taki sam sposób.
- Trzeba coś z tym zrobić, tak nie może być! - wstała na równe nogi z siła woli w oczach. 
- Nie raz próbowaliśmy. Są zbyt silni.
- Hm... a co na to król?
- Coś ty kombinujesz, idiotko?
- Nic o tym nie wie.
- Więc czas, aby to się zmieniło - z cwaniackim spojrzeniem zerknęła na kraty, kierując swoje myśli do demona. - Otwórz ten zamek.
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie chce mi się.
- Choć raz bądź mi posłuszny należycie! Sam wciągnąłeś mnie w to bagno nie uświadamiając rezultatów, a teraz nie chcesz pomóc?! Co za korzyści mam z tego kontraktu?!
- No dobra, dobra - westchnął w jej głowie, a brzęk zamka krat rozwiał jej wszelkie wątpliwości.
- Dziękuję - uśmiechnęła się skrycie i wyszła z celi, spoglądając zwycięsko na pozostałych. - Nie wyglądacie mi na złych ludzi. Jesteście wolni - stwierdziła wybiegając na królewskie korytarze. Wszystkim udało się zbiec, lecz prawdziwy sprawdzian demona miał dopiero nadejść. Spełnienie marzenia, bardzo głębokiego, musiało potrwać jeszcze jakiś czas. Ona sama, a raczej jej serce powinno to zrozumieć.

Nie wiedząc czemu, przebudziłam się pod jakimś drzewem jabłoni. To dość zaskakujące miejsce zważywszy na fakt, że ciągle byłam w murach zamku. Nie zastanawiając się długo ruszyłam w poszukiwaniu jedzenia. Żebym chociaż znalazła tą dwójkę dzieci. Tym razem na pewno byśmy coś ukradli, albo wybłagali od hojnego sprzedawcy, a nie od tego śmierdzącego gbura. Jego pachy waliły gorzej niż mojemu dziadku! A ten to doprawdy... oj seryjnie. Ja tam wchodzę do jego sypialni z maską tlenową! Inaczej się nie da!

Hm... jestem taka głodna!
Niespodziewanie poczuła jak w kogoś uderzam. Taaaak, poznajcie moje zdolności związane z wpadaniem na obcych ludzi! Jeszcze tego mi trzeba było w dzisiejszych czasach! Matko, co ja za głupoty wygaduję?! Opanuj się kobieto, opanuj zacna dziewojo! Co ja gadam?! Spokojnie,wdech, wydech.
- Przepraszam - wymusiłam na sobie uprzejmość, bo to i tak w końcu ja na niego wpadłam, a nie on na mnie. Tak, to bym mu kazała klękać na kolana! Nie, pewnie odwagi by mi brakło.
- Nic się nie stało - wyszeptał rozglądając się po okolicy jakby był ścigany. Dość mnie to zaniepokoiło, ale chociaż nie był to jakiś nadęty zasraniec.
- Ktoś cię szuka? - spytałam zaciekawiona. Odziany był w łachmany, ale takie... czyste, a do tego jego głowę chował głęboki kaptur. Coś za gębę chowasz przede mną? Głos masz rozkoszny, gorzej chyba z resztą. O czym ja mówię?! Ogar! Ja nie z tego świata! Helou! Zakaz zakochiwania się w byle kim! Ale on nie jest byle kim... nie! Wracamy do rzeczywistości! Jeśli można to tak nazwać... he.
- Można tak powiedzieć - odpowiedział rozglądając się na wszystkie strony. Matko, gdyby nie fakt, że jestem tu ponad trzeci dzień, to uznałabym go za mordercę. No przecież ja tu jestem TYLKO kilka dni! To na pewno morderca, albo gwałciciel! Nagle kilku rycerzy na koniach ruszyło w nasze okolice.
- Macie mi go znaleźć! Król odetnie nam głowy, jeśli go nie znajdziemy! - no cudnie, to pewnie chodzi o tego obok mnie, cudny głosik z prawdopodobieństwem paszczura na twarzy, wybornie.
Kusiło mnie aby go wydać, ale ten drań tak szybko chwycił mnie za bok i wciągnął do jednego z mieszkań, że nie zdążyłam w porę zareagować. Właściwie, to nawet nie wiem kiedy znalazłam się na podłodze opierając się o niego, smakując ohydnej reki na swoich ustach. Nie no, nie była taka zła, słona. Rycerze odjechali, a ja nerwowo walnęłam gostka tam, gdzie nie wolno i odsunęłam się niczym burza mogąc jeszcze dostrzec tą minę z powodu bólu. Oj tak, musiało to boleć. Wiele lat treningu na Ryu. 
- Za co to? - spytał, a materiał opadł z jego głowy ujawniając uroczą twarzyczkę młodzieńca. O matko! Co za ciacho! Trzymajcie mnie, bo go zaraz zgwałcę!
- Ja, przepraszam! Spanikowałam no i... kim ty w ogóle jesteś?! - przerwałam nie mogąc oderwać wzroku od tych czarnych, dużych oczu i długich, blond włosów starannie związanych w kitę. Na dodatek lekki zarost... no nie przepadałam za zarostem, ale jemu tak pasował... Nie! Już zaczynam się rozpływać!
- Error Yoshina? - usłyszałam rozbawiony głos demona.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne.
- Dlatego się śmieję.
- Jestem księciem Aleksandrem Wielkim - odpowiedział tonem króla. Nie miałam wyjścia jak mu tylko uwierzyć.
- Dobry żart, a ja jestem Elżbieta druga - buchnęłam śmiechem. - Taki ktoś ważny w szmatach?
- Uciekłem od ojca.
- Acha, to wiele wyjaśnia - potaknęłam z chwilowym namysłem, a tak naprawdę, to się zawiesiłam. W końcu przetwarzanie danych musi kiedyś spowolnić obroty. - Ale czemu uciekasz?
- Sprzeciwiłem się jego woli - zaczął tłumaczyć, kiedy to usłyszeliśmy rozmowy podekscytowanych ludzi. Oboje poszliśmy w miejsce zbiorowiska, a widok ten wył mnie w ziemię.
Ludzie wiwatowali spoglądając na mężczyznę z czarnym materiałem na twarzy, katem. Miała rozpocząć się egzekucja poprzez powieszenie. Spoglądałam na wszystkich, a mój wzrok przykuły dwie istotki z workami na głowie jak pozostali. Spod nich wystawały krucze włosy. Ta dwójka, to byli oni. Dzieci, które poznałam, które mi w pewien sposób pomogły. Nie mogłam na to pozwolić. Oni mogli zginąć!
- Nie rób tego inaczej sama zginiesz - demon ostrzegł mnie bolesnym echem w głowie. Miałam to gdzieś, musiałam powstrzymać tego palanta od zabicia dzieci, to przecież niewinne istotki! Nawet jeśli zrobił coś złego,to... nie wieżę! One nie wyglądały na złe osoby! Radosne, uśmiechnięte mimo tylu problemów, głodu, braku porządnych ubrań! To niedorzeczne!.
- Nieeee!!! - wydarłam się na cały głos biegnąc prosto na faceta sięgającego po dźwignię. Nie pozwolę, on tego nie może zrobić!
- Coś ty wyprawiasz? - w oddali usłyszałam zaskoczenie niby to księcia i powalając kata na ziemię, zaczęłam się z nim szarpać. No niestety, byłam bezsilna wobec jego umięśnionym ramionom, ale chociaż...
- Ty dziewucho, zadyndasz jak oni wszyscy! - pokazał mi skazańców. Nie mogłam się z tym pogodzić.
- To ty dziewczyno z podziemi? - ten starczy głos, czy to możliwe? - Dziękuję za tamto.

Z drżącymi źrenicami spoglądałam na pomarszczoną skórę pokrytą licznymi żyłami, oni wszyscy, oni wszyscy zostali wyłapani...
łzy cisnęły mi się na powierzchnię na ten widok na samą myśl o ich śmierci. Nie wiem dlaczego tak bardzo to przeżywałam, ale ja... nie mogłam patrzyć na śmierć, jaką kol wiek śmierć.
- Wystarczy! - stanowczy głos uciszył wszystko i całe to zdarzenie. - Odwiązać ich wszystkich! - mieszkańcy robiąc miejsce ukazali postać Aleksandra. - W imię syna króla Morfeusza Wielkiego Mężnego!
Nie mogłam w to uwierzyć. On mi pomógł, pomógł ocalić ich wszystkich, ale dlaczego? Przecież mnie nie znał ani nic z tych rzeczy?
- Dlaczego? - spytałam patrząc jak się do mnie uśmiecha.
- Bo widzę w twoich oczach prawdę. Widzę w nich inne oblicze tych ludzi - odpowiedział spoglądając na dwójkę dzieci, która do mnie podbiegła. Byłam tak szczęśliwa, że nawet je uściskałam jak matka.
- Dziękuję ci bardzo.
- Ty... - sykliwy głos wydobył się od rycerza stojącego w tłumie. Był to ten sam dupek, który mnie ciągnął na sznurze. - Zabiję cię dziewojo! - wyciągnął swój miecz robiąc sobie nim miejsce i wskakując na podest podszedł do mnie. Widziałam jak ostrze niebezpiecznie zbliża się do mnie, ale jakby... w zwolnionym tempie. Zaczynałam odczuwać do tego pewny dystans, zwiększający się dystans.
- Wystarczy, marzenie spełnione,poznałaś kolejną barwę, nowe uczucie i emocje - niewyraźne echo obiło mi się o uszy i niespodziewanie zaległa ciemność. To koniec? Co się właściwie wydarzyło?

Wszyscy stali jak wryci spoglądając na mieniącą się białymi iskrami Yoshinę. Przerażeni, z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami nie mieli pojęcia jak to rozumieć, gdy postać ta rozdzieliła się na tysiące małych drobinek, które skradł wiatr wysoko w górę.
- To był dobry duszek braciszku - powiedziała z szczerym uśmiechem dziewczyneczka. - To była... wróżka.

2 komentarze:

  1. He he, a już myślałam, że Yoshi rozwali cały średniowieczny system xD.

    Tylko jeśli chodzi o rys historyczny... to to wszystko są wymyślone postaci, nie? Bo Aleksander wielki to starożytny władca. W średniowieczu popularny był Karol ^^. Dlatego wydaje mi się, że lepiej zmienić mu to imię na bardziej niezależny, by nie budziło skojarzeń ;).

    Dzieciaki były cudowne!
    I zastanawiam się,co w tym czasie porabiał Ryu? Może urzędował w jej ciele? xD

    No i kiedy pojawi się Pan z prawej strony, Len? xD

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz ciekawiej :3
    Po raz kolejny utwierdziłaś mnie w stwierdzeniu, że Twoje opowiadania są najlepsze *_*

    OdpowiedzUsuń